W znakomitej książce „Rodziny Himalaistów” Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin i Joanna Sokolińska przyglądają się pasji wysokogórskiej z perspektywy bliskich, którzy zostali „na dole”. Autorki pokazują traumatyczne momenty, gdy członkowie rodzin dowiadują się o stracie najbliższych podczas wyprawy i wpływie tej sytuacji na ich dalsze życie. Relacje uzupełnione są poruszającymi relacjami „z góry” jak ten fragment dziennika Andrzeja Napoleona Bielunia:
„Wydaje mi się, że gdybym poszedł na wojnę i walczył w pierwszej linii, wyszedłbym z każdej potyczki cały i zdrowy, a gdybym zbyt długo siedział w okopach, na pewno trafiłby mnie pierwszy zabłąkany odłamek. Mój los jest moim sprzymierzeńcem tylko w najbardziej gorących chwilach. Świadomość tego pozwala mi na najbardziej szalone i ryzykowne przedsięwzięcia. To cudowne uczucie panowania nad lękiem, a w środowisku człowiekowi wrogim i nienaturalnym działa jak narkotyk. My, „twardzi ludzie gór”, jesteśmy narkomanami życia, które odchodzi czasem od nas. Jesteśmy z niego wyrywani w momencie największego cieszenie się nim. Podobno to mniej boli. (…)
Nietypowy jest akcent tej książki położony na osoby będące obok wspinaczy, wyczekujących na sygnały z ich wypraw, żyjące w strachu, a po stracie – w traumie. Autorki pokazują jak utrata najbliższych naznacza rodziny i często pcha je w góry. Nie zawsze wybierają samą wspinaczkę, często jest to same zainteresowanie tematyką, obserwowanie aktualnych wypraw lub dążenie do zachowania pamięci o najbliższej osobie, o jej dokonaniach. Mocna rzecz.